Jak prawidłowo handlować na Forex
Ten artykuł opowiada o racjonalnych marzeniach traderskich, rozbijających się o skały realnej pracy na rynkach finansowych i o wiecznym pytaniu „jak zarobić na Forex?”.
Dzień dobry wszystkim!
Nie należy się bać tytułu artykułu oraz adnotacji do niego. To w celu podkreślenia wagi danej kwestii =) Dzisiaj porozmawiamy o tym, jak DUŻO należy wiedzieć i umieć, aby zostać traderem. I o tym, iż bywa czasami, kiedy rozwój tradera jest pośpieszny i niewszechstronny, z przesadą w jakąś jedną stronę (to, nawiasem mówiąc, o mnie).
Artykuł mało komu się, z pewnością, spodoba. Fakty, które przedstawię, u większości wywołają przykrość, uczucie odosobnienia, a może nawet i chęć posprzeczania się lub zapewnienia siebie, iż „nie wszystko musi być tak”, ale ja po prostu chciałbym poprosić Was o doczytanie go do końca i spokojnego postarania się rozważenia (można nawet sobie przygotować kawę, herbatę przy tej okazji), czy są tu jakieś niespójności. Nie stawiam za cel „zburzenia” realnego stanu rzeczy, abyście „byli gotowi na najgorsze”. Wszystko, o czym przeczytacie poniżej to to, co miało miejsce ze mną, opis mojej drogi takiej, jaka ona jest. Później, rozmawiając z innymi traderami, ustaliłem, że u wszystkich ta droga jest mniej więcej podobna, tak samo „głupia”, śmiesznie krzywa i niekonsekwentna. Dlatego dany artykuł to po prostu opis tego, na co musicie być gotowi, jeśli chcecie „dojść do końca”.
I jeszcze jedno. To, co przeczytacie poniżej wywoła u Was przykre uczucia to całkiem normalna reakcja. Celem artykułu jest to, abyście przyjęli informację do wiadomości. W swoim czasie da ona Wam orientacje, które pomogą Wam poruszać się do przodu.
1. Chęć udowodnienia komuś czegoś
Jeśli zdołacie, przypomnijcie sobie dzieciństwo. Jak budowaliście babki z piasku, jak biegaliście i śmialiście się, jak bawiliście się samochodzikami, lalkami i t. d. Następnie wspomnijcie szkołę. W szkole już nie było tak wesoło. Trzeba było się uczyć, dostawać dobre oceny, robić prace domowe, czytać różne książki… I z pewnością każdy z nas wie, iż pomimo zabawy, śmiechu i szczęścia istnieje również żal, wstyd, złość i inne negatywne emocje. Tak już jesteśmy skonstruowani, iż w ustawieniach „tryb cichy” unikamy nieprzyjemności i dążymy do przyjemności.
Nie dotkniemy gorącego żelazka 2 razy, bo to boli. Taka reakcja jest logiczna, ale w czasie lat szkolnych, na ogół, zaczynają się problemy. W szkole pojawia się termin „trzeba”. Nikt nie pyta, komu jakie przedmioty się podobają. Wszystkiego trzeba się uczyć jak leci. To znaczy, na początku dawane jest zadanie zrobić „coś”, co dla Ciebie w ogóle może być nieciekawe. Następnie, jeśli zrobiłeś to źle, biją Cię emocjonalnym batem: stawiają „1”, krytykują albo nawet krzyczą, krótko mówiąc, sprawiają ból. Jeśli natomiast robisz „coś” dobrze, chwalą Cię (czasami nawet przed całą klasą). Ale najważniejsze nie jest to, że chwalą, a to że NIE KRYTYKUJĄ, to znaczy nie biją tym samym emocjonalnym batem. Czy to nie przypomina jakiejś sceny z dawnych czasów? A z cyrku? =)
W rezultacie wychodzi na to, iż zaczynamy ZAWCZASU ROZUMIEĆ: jeśli nam się nie udało, ktoś sprawi nam „nieprzyjemność”. I zaczynamy SAMI zwymyślać sobie. „Ach, jaki jestem niedobry, znowu jedynka, nie udało się zaliczyć sesji, naprawić szafy”. Przeciwnie, jeśli wszystko się udaje, to pojawia się w nas samych przyjemne uczucie, że jesteśmy świetni, zasłużyliśmy na cukierka. Niestety, ponieważ „gotujemy się” w tym przez 10 lat, złość w stosunku do samego siebie stopniowo zamienia się w przyzwyczajenie. I również z przyzwyczajenia zaczynamy dążyć do „sukcesu”, ale nie jako do upragnionego PRZEZ NAS SAMYCH osiągnięcia, a jako do PZRECIWSTAWNOŚCI „nieprzyjemności”. To znaczy w istocie zaczynamy sami siebie zmuszać.
Jednak jeśli wspomnicie znowu dzieciństwo, to ma ono jedną znakomitą właściwość. W dzieciństwie NIE POTRZEBOWALIŚCIE pochwały i sukcesu. Mogliście po prostu siedzieć w piaskownicy i grzebać w piasku kijem, mogliście po prostu bawić się w berka z takimi maluchami, jak Wy, albo mogliście po prostu pluskać się w wodzie. I nie potrzebowaliście dorosłego, który by przyszedł i powiedział: „Świetna robota, Jasiek, super, znakomicie kijem w piasku grzebałeś, żeby tak wszyscy grzebali, w kraju by problemów żadnych nie było…” Nie tak? Nie dążycie do tego, aby „zbudować super babkę” lub „zbudować najlepszą babkę w piaskownicy”. Po prostu siedzieliście i robiliście te babki, bo to normalne zajęcie, ciekawe i fajne.
Jeśli wspomnicie znowu dzieciństwo, to ma ono jedną znakomitą właściwość. W dzieciństwie NIE POTRZEBOWALIŚCIE sukcesu.
Chcę zastrzec, iż w sukcesie nie ma nic złego, kiedy podoba Wam się rzeczywiście to, co robicie i chcecie nauczyć się robić to dobrze. Źle w sukcesie jest wtedy, gdy zmuszacie siebie do niego dążyć, męczycie się i popędzacie siebie, bo „bez sukcesu jest źle”.
Niestety, jedną z negatywnych cech takiego dążenia do sukcesu jest to, iż staje się on potrzebny dla nas SZYBKO, ponieważ teraz bez niego jest nam ŹLE. Źle, bo Janek trzecią Bmkę kupuje, a ja, jak naiwniak, rowerem jeżdżę. Źle, bo Zenek z żoną do Hiszpanii pojechał, a ja, jak głupek, w wieku 40 lat siedzę tu, nigdzie nie jeżdżę. I siedzimy, i męczymy się, krytykujemy, spalając się od wewnątrz. POPĘDZAJĄC SIEBIE, aby osiągnąć sukces. To tak samo, jak stać na węglu i jednocześnie rozpalać je pod sobą. Oczywiście zechcecie JAK NAJSZYBCIEJ z nich zejść. Tam, gdzie nie jest tak gorąco. Ale pamiętajcie, proszę, iż ten ogień kiedyś rozpaliliście sami. Najprawdopodobniej miało to miejsce pod naciskiem, ale teraz on tam popędza Was, bo od dzieciństwa zdążył zamienić się w przyzwyczajenie. My wszyscy przyzwyczailiśmy się do popędzania siebie i dążenia, ponieważ w przeciwnym przypadku przyczyniano nam ból. Tak już się stało i nie jesteśmy temu winni. Postarajmy się po prostu od tego odejść. Nie stanie się to od razu, bo 10-letnie przyzwyczajenie nie minie momentalnie. Dlatego nie popędzajcie siebie również i tu =)
2. Wszystko to jest bardzo proste, a niech tam nauka
Charakterystyczną oznaką „wewnętrznego wstydu” jest to, iż nie możemy robić coś spokojnie, wnikliwie, i bez pośpiechu. Jeśli stoimy na rozgrzanych węglach, nie myślimy, czy jest obok dzbanek z wodą i maść od oparzeń. Chcemy JAK NAJSZYBCIEJ uciec dokądkolwiek. Żeby nie bolało.
Mniej więcej tak samo zachowuje się początkujący trader, przychodząc na rynek. Oczekuje sukcesu, POTRZEBUJE sukcesu i bez sukcesu czuje się niekomfortowo.
Z powodu tego „wewnętrznego wstydu” sukces potrzebny mu jest jak NAJSZYBCIEJ i dlatego będzie on szukać jak najkrótszej drogi do jego osiągnięcia, ponieważ NIE MA CZASU na studiowanie przedmiotu.
I tu wszyscy wpadają. Ujawnia się odwieczna skłonność człowieka do nadziei na „a może”. Czytamy o tradingu, widzimy dużo bzdury, jak np. „money management”, „risk management”, „psychologia tradingu” i myślimy: „cholera, po co?”. Po co to wszystko, jeśli można po prostu kupić właśnie tu, a potem sprzedać tam. Po co coś studiować, jeśli trzeba po prostu zrozumieć. DOKĄD ZMIERZY CENA i t. d. mózg od początku zorientowany jest na to, jak „oszukać system” =)
Jeśli cena poszła przeciw nam, nie spieszymy się do notowania straty: „a może zawróci?”. Wówczas będziemy mieli stratę, a nie musieliśmy.
O money management i risk management tym bardziej, o jego psychologii my i nie słyszeliśmy na tym etapie. Ich po prostu nie ma gdzie zastosować.
3. Dla miłośników górskich szczytów i szybkiego zysku na Forex
Poniżej w etapach wyjaśnię, na co nastawiałem się sam i do czego w rezultacie doszedłem. Jak potem zrozumiałem, rozmawiając z innymi traderami, ta „hit parada” jest stosunkowo uniwersalna, dlatego korzystajcie z niej na zdrowie. Możliwe, iż komuś będzie prościej śledzić siebie. Ostrzegam tylko, starajcie się nie złościć na siebie za to, że jesteście „jeszcze tu”, a nie „już tam”. Dajcie sobie czas.
I druga sprawa: po prostu wyznaczam etapy, nie oceniając nikogo. To, że na początku popełniamy błędy i nie postępujemy prawidłowo jest czymś zupełnie normalnym. Przecież jeszcze nie wiemy, jak trzeba =)
A zatem etap pierwszy – „postronny obserwator”:
Etap rozpoczyna się prawie od razu po tym, jak dowiecie się, ile zarabia się na Forex i po raz pierwszy instalujecie terminal handlowy na swoim komputerze. Najlepsza fraza, charakteryzująca „postronnego obserwatora” to „a może zawróci”. To oznacza, iż kiedy weszliśmy na rynek (nawet nie wg systemu) i cena poszła w naszą stronę, siedzimy i cieszymy się. Następnie, kiedy są pierwsze oznaki odwrócenia, nie chcemy notować zysku, „a może zawróci?”. Przecież wtedy stracimy zysk, tak? =)
Jeśli cena poszła, na odwrót, przeciwko nam, nie spieszymy się z notowaniem straty: „a może zawróci?”. Wtedy otrzymamy stratę, a nie musieliśmy.
O psychologii risk management oraz money menegament tym bardziej nie słyszeliśmy na tym etapie. Nie ma możliwości, po prostu, ich zastosowania.
Etap Nr 2: rozpęd depozytu.
Po przeczytaniu nt. „risk management” z jego „ryzykiem nie więcej, niż 1% od depozytu w transakcji” uśmiechamy się i zabieramy się do pracy. Kiedy przeczytałem o tych zasadach, z grubsza obliczyłem, iż z moim pierwszym depozytem w wysokości 50$ będę zbierać na stawkę lat około 30 i, oczywiście, mnie to nie zadowoliło =) A pamiętamy, iż na początku trzeba BARDZO SZYBKO zrobić wszystko, bo nas świerzbi. I rzeczywiście, zalecane ryzyko materializuje się siłą woli przekroczeniem o jakieś dziesięciokrotnie. Ponieważ jest chociażby szansa (jeśli wszystko pójdzie dobrze) rozpędzenia chociażby w ciągu roku, dwóch.
Na tym etapie, na ogół, trader ma jakąś strategię handlową, ale charakterystyczną cechą jest to, iż bardzo mocno jej ufa. A jeśli nie bardzo wierzy, to ma dużą nadzieję, iż mu się UDA. Ryzykując w transakcji 10% depozytu i zarabiając 20% decyduje: „Phi, ja już pół roku daję sobie radę, co w tym trudnego”. Następnie jeszcze jedna transakcja i znowu zysk. Ekstra. Potem jeszcze jedna i znowu zysk. Ma na koncie już nie 50, a prawie 85$ i póki co rynek „chwali” go za takie indywidualne podejście i za to, iż nie posłuchał zbyt ostrożnych rad z książek. A potem raz i strata. I na rachunku 72,5$, ale trader już policzył te 85$ jako SWOJE. Rozumiecie? I co on teraz czuje? To, iż pozbawiono go części jego pieniędzy. I dlatego, co należy zrobić? Trzeba je odzyskać wbrew woli! Od tego, kto je zabrał, oczywiście. Stopniowo trader dochodzi do wniosku, iż…
Etap Nr 2: „Rynek to palant”.
Tutaj zaczynamy się mścić na rynku i jest to, z pewnością, najniebezpieczniejszy etap Waszego depozytu. Na początku możemy handlować zgodnie z zasadami strategii handlowej, stawiać Stop Loss, Take Profit, wchodzić zgodnie z systemem. Jednak warto zadziałać dwoma lub trzema Stop Lossami z rzędu, jak zaczynamy złościć się lub mścić. Właśnie na tym etapie traderzy zazwyczaj handlują „w amoku”. Rozpatrujemy rynek jak obłąkanego dozorcę, któremu nie dogodzisz. Jakby oczekiwaliśmy zakupu, a rynek poszedł w dół. I chcąc się na nim zemścić („No jeśli chcesz w dół, dawaj w dół”), my otwieramy sprzedaż, a rynek idzie do góry. „No Ty głupi jesteś, czy co?”, – pyta rynek nasz mózg i zaczyna wymyślać teorie spisku, iż rynek rządzi się umyślnie przeciwko niemu, aby zabrać jego 100 dolarów (poniżej znajduje się obrót rynku Forex, abyście mogli pośmiać się z chciwości tego, kto „pociąga za sznurki”, polując na nasze super depozyty).
Na tym etapie również aktywnie wykorzystuje się wiele metod typu „martingale”, kiedy cena idzie w dół, a my kupujemy, za każdym razem zwiększając zakres transakcji. Jest ona jeszcze niżej, a my kupujemy, bo „wcześniej czy później się cofnie”. Jednak takie podejście to taka sama „zemsta na rynku” i dążenie do wzięcia nad nim góry za to, iż nie spełnił naszych oczekiwań. Jest to agresywny stosunek do rynku, sprzeciwienie się jemu, walka z nim.
Ktoś stosuje tu metodę „ograniczania”, kiedy mamy stratę na transakcji, ale nie zamykamy jej, a otwieramy transakcję na sprzedaż. I my, z jednej strony, nie pozwalamy stracie rosnąć, ale i nie notujemy jej, nie zgadzamy się z nią w nadziei, że „sytuacja stanie się bardziej zrozumiała” i będziemy mogli tę stratę zmniejszyć na przykład. Jednak ironia polega na tym, iż na rynku NIE MA takich sytuacji, kiedy coś jest zrozumiałe, cena w każdej chwili może pójść zarówno do góry, jak i w dół. Bardziej szczegółowo ta teza zostanie ujawniona poniżej.
Ogólnie biorąc nie mogę tu Wam nic doradzić. Jakiekolwiek rady, najprawdopodobniej, zostaną zignorowane. Po prostu miejcie na uwadze, iż taki etap istnieje. Życzę Wam, abyście go przeszli i najlepiej na demo, lub chociaż na koncie centowym.
Etap Nr 4: „Czegoś tu nie rozumiem”.
Na tym etapie trader mniej więcej uspokaja się i zaczyna rozumieć, iż nieważne jest szybkie wzbogacenie się. Wnioskuje, iż problem, prawdopodobnie, polega na tym, że czegoś nie wie o rynku, że punkt wejścia jest nieprawidłowy. Jest to logiczny wniosek, ponieważ do tej chwili zadziałało dość dużo Stop Lossów. A Stop Loss to w istocie potwierdzenie niesłuszności Waszej prognozy. A może nie wiedzieliście, dokąd zmierzy cena, to znaczy, iż wiecie „mało” i należy po prostu „dowiedzieć się więcej”, aby mylić się „rzadziej”. Czyż nie tak?
Jednak tu napotykamy niewielki problem. Problem polega na tym, iż rynek to nie jakiś mechaniczny przyrząd. Nie można go „przestudiować” w tym sensie, jak my studiujemy jakieś urządzenie” „aha, jeśli ten przewód idzie do gniazdka, stąd wyskakuje chleb” i t. p. w odniesieniu do rynku chleb może wyskoczyć nie tylko z otworu, ale z wyłącznika i z przewodu =) Ale najpierw, kiedy zaczynamy studiować wszelkie „głowy, plecy”, „podwójne dno” i inne, nasz mózg czeka właśnie na podobny proces nauki. Oczekuje jasności. „Jeśli przebita została linia szyi, to znaczy że idzie w dół”. A rynek figa z makiem, idzie do góry! Jak to? To znaczy, na pewno, „to nie jest głowa i ramiona” =) Mózg na razie nie jest w stanie pojąć, że w każdej sytuacji na rynku ZAWSZE są dwa wyjścia. A chcąc „dowiedzieć się więcej” na temat rynku, generalnie, chcemy nigdy się nie mylić, tzn. aby Stop Loss działał RZADZIEJ lub w ogóle nigdy. Kierunkowe dążenie do „uniknięcia Stop Loss”, „uniknięcia błędów”, bo one już zbrzydły na poprzednich etapach.
Nie ma możliwości „przestudiowania” rynku w tym pojęciu, jak my studiujemy urządzenie. Rynek to proces, a nie urządzenie.
Tu trader wpada „w amok” już w innej kwestii. Potrzebuje strategii jednej po drugiej, uczy się, czyta fora, studiuje wszelkie teorie o tym, gdzie znajdują miejsce „poważne pieniądze”, a gdzie „tłum rozdziela się na Stop Lossy”, które NIGDY i PRZEZ NIKOGO nie są potwierdzane. Z ciekawości możecie zapytać zwolenników teorii „poważnego gracza”, skąd im się wzięło, że on jest?
Ogólnie rzecz biorąc tutaj trader chce znaleźć magiczną metodę. Chce nauczyć się rynku, myśląc, iż ten coś przed nim skrywa. Wciąż wydaje mu się, iż Stop Loss to pewna „dezaprobata” ze strony rynku, coś w rodzaju „źle przeanalizowałeś”. Ale to niezupełnie tak.
Wyobraźcie sobie kota. Świecicie laserem obok niego. Wiecie, że on albo rzuci się na jego światełko, albo po prostu spróbuje chwycić go łapą. To, że on uderza go łapą, to jest Wasz Stop Loss. Oczekiwaliście jednego, a stało się co innego. Czy to oznacza, iż kot NIE mógł rzucić się całym ciałem? Nie. Czy mogliście przewidzieć wcześniej, co on zrobi? Jakoś obliczyliście to po spojrzeniu kota, położeniu jego głowy, czy jakoś inaczej? Oczywiście, że nie.
Kiedy nadchodzi zrozumienie tego, zaczyna się…
Etap Nr 5: „To nie rynek, lecz ja”.
Dopiero tu zaczynamy wpatrywać się w siebie. Rozumiemy, iż rynek nie jest naszym wrogiem. Takie uczucie pojawiało się tylko dlatego, że źle się czuliśmy, otrzymując Stop Lossy. Rynek nie zrobił nam nic złego. Nie bił nas, nie zmuszał do poczucia wstydu i złości. On, jakby to powiedzieć, „był sobą”. A problem był naszych oczekiwaniach wobec niego i wobec tego, iż on ich nie spełniał.
Trader zaczyna „wpatrywać się w siebie” i pojmować, gdzie i dlaczego on odczuwa te, czy inne emocje. I im lepiej to rozumie, tym mniej intensywne stają się te emocje i tym rzadziej się pojawiają. Stosunek do tradera staje się coraz bardziej roboczy, zaczynacie odbierać rynek jako „środowisko do badania”, a nie jako wroga czy rywala.
Rynek nigdy nie wyrządzał nam żadnej krzywdy. Nie bił nas, nie zmuszał nas do odczuwania wstydu i złości. On, jakby to powiedzieć, „był sobą? Przestrzegał swoich zasad i praw. A problem był w naszych oczekiwaniach wobec niego i w tym, iż ich nie uzasadniał.
Jeśli udaje się Wam dojść do tego etapu, to nie wolno powiedzieć, że będziecie handlować „w amoku”. Tak, będą miały miejsce niesystemowe transakcje. Możliwe nawet, iż będziecie czasem „ryzykować trochę bardziej”, niż to konieczne. Ale takich emocji jak wcześniej już nie będzie. Po prostu pojmiecie, że są bezpodstawne.
Na tym etapie, na ogół, zaczyna się wnikliwe testowanie i doskonalenie strategii handlowej z równoległą pracą nad nią. Risk management oraz money management tutaj polegają na tym, iż po prostu bierzemy jakiś zanotowany procent od depozytu i handlujemy z nim nasz system, wykrywając, czy jest ona zyskowna, czy deficytowa.
Ogólnie rzecz biorąc właśnie na tym etapie następuje rozumienie, iż Stop Lossy będą ZAWSZE. Że „Stop Loss” i „Take Profit” to jak „wydatki” i „dochody” w biznesie lub jak „przepuszczone bramki” i „strzelone bramki” w piłce nożnej. Bez nich nijak. I profesjonalizm polega na tym, aby różnica pieniężna między Take i Stop była dodatnia.
Etap Nr 6: „Trading jest jak biznes”
Ogólnie, kiedy trader przestaje grać z punktem wejścia i wyjścia, on (o Boże!) zaczyna rozumieć, iż potrzebuje MONEY MENAGAMENT. Z grubsza, na tym etapie już znana jest konkretna odpowiedź na pytanie „czy można zarobić na Forex?”. Również znika pytanie o słuszności lub jej braku w części dot. wejścia w rynek. Jego strategia handlowa W KOMPLEKSIE rozpatrywana jest przez niego jako pewien „dochodowy biznes”, w który trzeba z głową (!) inwestować pieniądze. Jeśli zainwestować w dowolny biznes więcej, niż trzeba,, może pojawić się, jakby to powiedzieć, „nadwyżka produkcji”, co nie jest dobre. Jeśli zainwestować zbyt mało, można nie uzyskać zysku. Analogia nie jest całkowicie dokładna, ale akcent w obu przypadkach kładzie się właśnie na EFEKTYWNOŚĆ zainwestowania środków pieniężnych, ponieważ zasada „zainwestować dużo, aby otrzymać dużo” nie działa ani w biznesie, ani w tradingu.
Praca w części związanej z money management, można powiedzieć, to „etap kosmetyczny”, kiedy my po prostu staramy się zwiększyć efektywność swojego systemu. I tu, na ogół, nie ma jakiś srogich zasad, bo strategie handlowe są u wszystkich różne, z różnym stosunkiem zysku, czy tez ryzyka, z różnym prawdopodobieństwem dochodowych, czy deficytowych transakcji. Trader po prostu eksperymentuje z tym, co będzie lepsze konkretnie dla niego.
Ogólnie rzecz ujmując za tym etapem jest etap „udoskonalaj, dopóki nie zbrzydnie”, o którym nie ma co się rozpisywać. Będę się cieszyć, jeśli do niego dojdziecie.
Najkrócej, z tym wszystkim powinien zetknąć się nowicjusz. Jeśli będziecie starać się robić wszystko spokojnie i stopniowo, to cała ta „etapowość” zajmie trochę mniej czasu. Jeśli będziecie robić wszystko „bez zastanowienia”, jak ja to robiłem i zdecydowana większość, proces może przeciągnąć się w czasie. Jedyne, co chcę jeszcze raz podkreślić, to to, iż starajcie się nie być dla siebie zbyt srogimi w tym wszystkim. Im spokojniej podejdziecie do tradingu na etapie początkowym, tym szybciej przestaniecie widzieć w rynku „wroga” i tym bardziej bezbolesne będzie wszystko inne.
Jeśli będziecie starać się robić wszystko spokojnie i stopniowo, to cała ta „etapowość” zajmie trochę mniej czasu. Jeśli będziecie robić wszystko „bez zastanowienia”, jak ja to robiłem i zdecydowana większość, proces może przeciągnąć się w czasie.
4. Praktyczne aspekty zarządzania kapitałem
Ogólnie rzecz biorąc zarządzanie kapitałem to dość interesujący i pasjonujący temat. Ale ciekawy on staje się na ogół wtedy, gdy macie już przetestowaną strategię handlową, dającą pozytywny efekt.
I tak od teorii przechodzimy do praktyki. Rozpatrzymy ekran podstawowy z wykresem cenowym.
Nie będziemy wdawać się w szczegóły obliczeń tych, czy innych wskaźników, ponieważ nas interesuje ich zastosowanie w naszym systemie zarządzania kapitałem.
Przeanalizujemy szczegółowo poniższy pulpit:
- bilans: ilość naszych środków pieniężnych na chwilę obecną.
- środki: Средства: ilość naszych środków pieniężnych z uwzględnieniem otwartych transakcji.
Przykład: jeśli otwarta transakcja na chwilę obecną pokazuje „+100$”, a nasz bilans wynosi 5000$, to na wykresie ujrzymy 5100$.
Jeśli transakcja zostanie zamknięta z tym zyskiem, to wskazane 100$ przejdzie u nas w „bilans”. I wtedy już „bilans” będzie równy 5100$.
- marża swobodna: wielkość środków, dostępna dla otwarcia transakcji.
Chodzi o to, iż w celu otwarcia transakcji potrzebne jest pewne „zabezpieczenie”. Potrącane ono jest z rachunku tradera na czas otwarcia transakcji. W zależności od naszej dźwigni finansowej i zakresu transakcji, wielkość tego zabezpieczenia może się różnić.
Rozpatrzmy przykład:
Jak widzicie, otworzyłem transakcję na sprzedaż GBP/USD po cenie 1.4222, wielkość której równa jest 1 lotowi. W celu zabezpieczenia tej transakcji z mojego rachunku potrącono „284,44$”. Podczas zamknięcia transakcji (nieważne, z zyskiem czy stratą) dana suma wróci znowu na moje konto.
Możecie również zobaczyć, iż „swobodna marża” przez chwilę wynosi 4725,56 $. Jeśli dodamy do tej sumy naszą marżę („284,44$”), to otrzymamy 5 010$. Stało się tak, ponieważ moja pozycja znajduje się w zysku (10$). Jak rozumiecie, im w większym zysku znajdują się Wasze otwarte pozycje, tym więcej nowych transakcji możecie zabezpieczyć. Z drugiej strony, jeśli Wasze pozycje znajdują się w deficycie, możliwość otwierania nowych transakcji, na odwrót, będzie spadać.
Wykres „poziom marży” pokazuje %, jaki wynoszą Wasze „środki” w stosunku do bieżącej marży. W naszym przypadku środki to 5010$, a marża – 284,44$. Takim sposobem 5010/284,44 = 17,6136 czyli 1761,36%.
W taki sposób, kiedy „poziom marży” będzie zbliżać się do 100%, będzie to świadczyć tym, iż praktycznie wszystkie nasze swobodne środki są „zajęte” pod zabezpieczenie otwartych transakcji. W zarządzaniu kapitałem to nam szczególnie nie pomoże, dlatego doprowadzać do znaczenia, bliskiego 100%, będą tylko bardzo hazardowi gracze, dla których w tradingu raczej miejsca nie ma =)
Oto, czego potrzebujemy z tego wszystkiego: potrzebujemy jedynie „bilansu”. Właśnie od niego będziemy się odpychać. Ktoś zapyta, „dlaczego nieważne są „środki”?”. Są nieistotne, ponieważ odciągają uwagę od ważnych rzeczy. Patrząc na te „środki”, widzicie rezultat jeszcze nie otwartej transakcji. Jeśli będzie ona w zysku, trader będzie się cieszył. Jeśli w starcie – martwić się. Zwracanie uwagi na efekt jeszcze nie zamkniętej transakcji jest po prostu nieracjonalne, ponieważ efekt systemu handlowego składa się tylko z zamkniętych transakcji. Dlatego odrzucamy to, co zbędne, tylko „bilans”, tylko hardcore.
Zwracanie uwagi na efekt jeszcze nie zamkniętej transakcji jest po prostu nieracjonalne, ponieważ efekt systemu handlowego składa się tylko z zamkniętych transakcji.
Teraz popracujemy nad pierwszą zasadą zarządzania kapitałem: ujawnimy ryzyko na transakcję.
Załóżmy, iż nie chcemy ryzykować w każdej transakcji więcej, niż 3%. Jak to osiągnąć?
W tym celu musimy wiedzieć, co to takiego:
- wartość 1 punktu;
- wielkość Stop Loss.
Wartość punktu to, najprościej mówiąc, ile zarobicie, jeśli cena pójdzie w odpowiednią stronę o 1 punkt. Lub ile stracicie, jeśli pójdzie przeciwko Wam o 1 punkt. Dana wartość zależy od zakresu Waszej transakcji (wielkości lota).
A oto i przykład:
Otworzyłem transakcję na sprzedaż wielkości 1 lota za cenę 1.4222 (no, pamiętacie). Teraz cena znajduje się na poziomie 1.4217.
A zatem cena poszła w moim kierunku 5 punktów: 1.4222 - 1.4217
Mój zysk wynosi 50$
Łatwym matematycznym sposobem wnioskujemy, iż wartość punktu = 50$/5 = 10$
Dla innego zakresu transakcji wartość punktu też będzie inna. Na przykład jeśli zakres transakcji wynosi 0,1 lota, to wielkość punktu będzie 1$. Jeśli zakres będzie wynosił 0,01 lota, to wielkość punktu wyniesie 0,1$ i t. d.
Przejdźmy do obliczenia wartości Stop Loss.
A zatem jeśli wiem, iż wartość punktu dla mojego zakresu = 10$, to jaki będzie maksymalny Stop Loss?
Już wiemy, że nie chcemy ryzykowa w 1 transakcji więcej, niż 3% od całego depozytu, to znaczy w naszym przypadku – nie więcej, niż 150$.
Takim sposobem otrzymujemy:
- wartość 1 punktu = 10$
- maksymalne ryzyko = 150$
maksymalny Stop Loss = 150$ / 10$ = 15 punktow.
A zatem dowolny Stop Loss, mniejszy od 15 punktów, wpisuje się w nasze zasady zarządzania kapitałem. Jeśli Stop Loss wynosi ponad 15 punktów, należy pominąć transakcję lub zmniejszyć jej zakres.
Jeśli wielkość zasadnego Stop Loss zaprzecza Waszym zasadom Risk management , należy pominąć transakcję lub zmniejszyć jej zakres.
Na przykład jeśli w bieżących warunkach rynkowych uzasadniony Stop Loss wynosi 30 punktów, a nasze maksymalne ryzyko – 150$ (zawsze wynosi 3% od depozytu), to najpierw musimy wyliczyć niezbędną wartość punktu:
Wartość punktu = 150$ / 30 $ = 5$
Tak. Pamiętamy, iż przy wartości punktu 10$ zakres wynosił 1 lot.
Aby się nie kłopotać, patrzymy, ile razy bieżąca wartość punktu jest mniejsza od 10$.
10$ / 5$ = 2. To znaczy musimy zmniejszyć zakres transakcji 2 razy, a to oznacza wejście zakresem 0,5 lota zamiast 1.
Jeśli uzyskaliście nie na tyle dobrą wartość punktu (nie 5$, a na przykład 3,33$), to można zrobić to samo: 10$ / 3.33$ = 3. To oznacza, iż zakres transakcji 1 lota należy zmniejszyć 3 razy, a zatem będzie on wynosił 0,3 lota.
Metoda zarządzania kapitałem, kiedy wykorzystujemy dla Stop Loss jednakowy % depozytu, nazywa się „ustalonym – frakcyjnym”.
W celu zrozumienia rozpatrzymy przykład, kiedy przy początkowym depozycie w wysokości 1000$ osiągamy stratę:
Depozyt $ | Take Profit % | Ryzyko $ |
Początkowy - 1000 $ | 3% | 30$ |
Po pierwszej transakcji - 970 $ | 3% | 29,1$ |
Takim sposobem, po otrzymaniu Stop Lossa, nasz depozyt wynosi 1000 - 30 = 970 $
W kolejnej transakcji maksymalne ryzyko będzie wynosić już nie 30$, a 29,1$, bo nasz depozyt zmniejszył się i 3% od niego (w dolarach), będą wynosić mniej.
Metoda pozwala na poprawne podejście do najważniejszego celu tradera, a mianowicie zachowania środków.
Minus polega na tym, iż Stop Loss działa u Was od „dużego” depozytu, a Take Profit – od „mniejszego”. Przeanalizujemy na przykładzie:
Załóżmy, iż nasz Take Profit równy jest Stop Loss (a zarabiać planujecie dzięki dużego prawdopodobieństwa dochodowych transakcji). Załóżmy również, iż pierwsza transakcja zamyka się w stracie, a druga – w zysku. Co mamy:
Depozyt $ | Take Profit % | Ryzyko $ |
Początkowy - 1000 $ | 3% | 30$ |
Rezultat pierwszej transakcji: 1000$ - 30$ = 970$
Depozyt $ | Take Profit % | Ryzyko $ |
Po pierwszej transakcji - 970 $ | 3% | 29,1$ |
Rezultat drugiej transakcji: 970$ + 29,1$ = 999,1$
Takim sposobem, w wyniku 2 transakcji z jednakowymi parametrami wychodzi, iż jesteśmy nie dużo na minusie. Jednak dla tradera jest to naturalne: jeśli zastanowicie się, to jego istota w obecności zalety: jeśli będziecie mieli, na przykład, 50/50 dochodowych i deficytowych transakcji (pod warunkiem, iż Stop Loss = Take Profit), to w efekcie będziecie na minusie z powodu spreadu. Takim sposobem musicie być „trochę lepsi” nawet żeby po prostu pozostawać na miejscu.
Rozpatrzymy także jeszcze jedną metodę zarządzania kapitałem pod nazwą "ustalono-proporcjonalną".
Jej istotę prościej będzie wyjaśnić na przykładzie:
Załóżmy, iż przy depozycie 1000$ handlowaliśmy zakresem 1 lota. Ten 1 lot dał nam 500$ zysku i decydujemy zwiększyć nasz zakres do 2 lotów.
Tak więc, w metodzie ustalono-proporcjonalnej kolejne zwiększenie lota odbędzie się tylko wtedy, gdy KAŻDY z tych 2 lotów przyniesie nam po 500$.
A zatem: 2 * 500 = 1000$ – o tyle powinien zwiększyć się nasz depozyt, abyśmy my zwiększyli zakres do 3 lotów.
Założymy, iż tak i było, i nasz depozyt teraz wynosi 1500 + 1000 = 2500$
W celu kolejnego zwiększenia potrzebujemy, aby z 3 lotów przyniósł po 500$ zysku: 3 * 500 = 1500.
A zatem zwiększymy zakres do 4 lotów wtedy, gdy na naszym koncie będzie 2500 + 1500 = 4000 $. I tak dalej.
W części dot. wyboru sumy zysku, którą powinien przynieść każdy lot, jestem za najprostszym. Wzięcie po prostu połowy naszej sumy depozytu to, moim zdaniem, dobry pomysł. Najlepiej, żeby nie była zbyt mała.
Zauważcie, iż nie koniecznie należy handlować jakąś równą ilością lotów. Możecie zacząć od zakresu 0,3 lota, a przy osiągnięciu docelowej sumy zysku zwiększyć go do 0,6, kolejną granicą będzie 0,9 lota i t. d. sens tu jest właśnie w stopniowości. Najpierw zakres początkowy, potem zwiększamy 2 razy, potem 3 i t. d.
Reasumując powiem tak: jeśli dopiero zaczynacie, to nie przeżywajcie wszystkich tych matematycznych wyliczeń, po prostu lepiej nabierajcie wprawy w handlu. Weźcie system z Internetu, pohandlujcie wg niego, wsłuchajcie się w swoje odczucia. Podoba się, czy nie? Jeśli nie, szukamy czegoś, nie wiemy czego, a nasz mózg chce określoności. Tak więc proponuję Wam przypomnieć sobie, jak uczyliście się chodzić. Wiedzieliście zawczasu, jak trzeba to robić? A teorię jakąś o chodzeniu czytaliście? Kursy jakieś odbyliście? =) Nie bójcie się, przypomnicie sobie, jak ufaliście sobie w dzieciństwie w kwestii badania.
Kiedy znajdziecie „swoje” (po prostu zgodnie z odczuciami), ma sens dodanie zarządzania kapitałem. Weźcie notowany % od depozytu i handlujcie. Pojawią nowe myśli, to starajcie się zastosować, testujcie, patrzcie na rezultat. I kiedy efekt Was zadowoli, wtedy już można będzie wszelkie tam „notowane proporcjonalne sztuki” stosować. Jeszcze i uwzględnić trzeba będzie, czy pasuje to do Waszego systemu, Waszego prawdopodobieństwa dochodowych, deficytowych transakcji i Waszej wielkości Stop Loss, Take Profit =) Najważniejsze to stopniowo i etapowo, nigdzie się nie spieszyć.
Mam nadzieję, iż artykuł był użyteczny. Życzę wszystkim sukcesów w handlu!
P.S. Podobał się mój artykuł? Udostępnij go w sieciach społecznościowych, najlepszy sposób na podziękowanie:)

Treść tego artykułu stanowi wyłącznie prywatną opinię autora i może nie pokrywać się z oficjalnym stanowiskiem LiteForex. Materiały publikowane na tej stronie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie mogą być traktowane jako porada inwestycyjna ani konsultacja w rozumieniu dyrektywy 2014/65/UE.
Zgodnie z przepisami prawa autorskiego artykuł ten jest chronionym obiektem własności intelektualnej, co obejmuje zakaz kopiowania i rozpowszechniania bez zgody.